top of page

Amerykańskie żywioły, czyli jak natura w USA daje i zabiera


huragan Michael burza w Północnej Karolinie lasy i budynki

Huragany to żadna nowość w tej części świata, każdego roku któryś ze stanów zmaga się z jego siłami. I to nie jest tak, że tylko wschodnie wybrzeże dostaje po dupsku, bo czasami huragany ni stąd ni zowąd tworzą się w Zatoce Meksykańskiej i jest to jeszcze gorsze, bo o ile Atlantyckie żywioły można obserwować z tygodniowym wyprzedzeniem i przygotować się na impakt, tak te z zatoki mogą pojawić się nagle i uderzają prawie że niespodziewanie. I co roku ten sam widok zdewastowanych miast, zalanych ulic, zniszczonych budynków.


Wystarczy spojrzeć na ostatnie 5 wielkich huraganów:


Matthew 2016

Harvey 2017

Irma 2017

Florence 2018

Michael 2018



Igranie z losem


Jest w tym wszystkim coś czego nie rozumiem, mianowicie budowania tych wszystkich konstrukcji drewnianych na wybrzeżu. To nie jest tak, że te domki są wątłe jak stary dach, ale podczas uderzenia w ląd wezbrana fala uderza z taką mocą, że pierwsze rzędy takich domów (które dodatkowo najczęściej stoją na wysokich palach) znikają w przeciągu minuty. Siła z jaką woda napiera nie daje żadnych szans budynkom, które walą się jakby były zrobione z zapałek. Pomimo tego znowu powstają drewniane konstrukcje... i tak do kolejnego uderzenia. Oczywiście finansowo ma to sens - drewno jest tańszym materiałem i jest go w naturze od groma, budowa trwa o wiele krócej, koszty są o wiele mniejsze w porównaniu z betonowymi konstrukcjami. Ale myślę sobie czy to wszystko warte jest tego ryzyka i czy na pewno nie można niczego zrobić? Mam wrażenie, że Amerykanie są po prostu pogodzeni z faktem występowania takich anomalii pogodowych i w sumie nie robią nic szczególnego w tym kierunku - po prostu ewakuują się, czekają na uderzenie, potem wracają i odbudowują miasta. Tak jakby to była najnormalniejsza rzecz w życiu, część amerykańskiej doli. Ja rozumiem, że z takim żywiołem tak ogólnie niewiele idzie podziałać, ale chyba coś zawsze można zrobić? Nie wiem, może to my mamy na to inne spojrzenie, może w Europie inaczej podchodzimy do kwestii bezpieczeństwa i być może gdzieś w tym wszystkim kryje się jakiś sens, którego nie widzę...


zniszczone domy po huraganie Michael

Abc7


Coś za coś...


Do niedawna myślałem, że fajnie byłoby zamieszkać tutaj na wybrzeżu, codziennie mieć dostęp do oceanu, korzystać z uroków kurortu. Wiecie, kończyć robotę, jechać do sklepu po piwko i tak kończyć dzień leżąc beztrosko na plaży. Patrząc jednak na to, co dzieje się w Stanach każdego roku myślę, że jednak jest mi dobrze tu gdzie jestem. Dwie godziny samochodem to raptem szybka podróż po śniadaniu i powrót zaraz po kolacji tego samego dnia, a kiedy znad oceanu nadciąga zabójcza siła, w okolicach Raleigh/Cary zwykle jest to już tylko tropikalna burza i nie ma się czego AŻ TAK obawiać. Dzisiaj za oknem mamy ulewę i wichury, bo przez nasz stan przetacza się to co zostało z huraganu Michael, który zdewastował południowe wybrzeże. Według raportów wieje u nas z prędkością 75-80km/h i bywa nieprzyjemnie w tych drewnianych konstrukcjach, pada prąd itd., ale co musi się dziać przy prędkości ponad 250km/h? Dwukrotnie w tym roku Karolina Północna stała na drodze huraganu, dwukrotnie nasza okolica była pokazywana w czerwonej strefie i skończyło się szczęśliwie na wielkim deszczu, połamanych drzewach i powodziach gdzieniegdzie, podczas gdy nad oceanem do dzisiaj nie poradzono sobie z efektami uderzenia i życie nie wróciło jeszcze do normy. Miesiąc później ta sama sytuacja i z wybrzeża Florydy po wczorajszym impakcie dosłownie nie ma czego zbierać, jeden z reporterów powiedział, że widok przypomina pożogę po zrzuceniu bomby i patrząc na zdjęcia czy filmy myślę, że to trafne porównanie.


huragan Michael na Florydzie

Vox


High Stakes


Można powiedzieć, że natura coś dała od siebie Ameryce, ale w zamian od czasu do czasu coś zabiera i to w dramatycznych okolicznościach. Na Zachodzie nie odnotowuje się co prawda huraganów, za to często pojawia się problem rozległych pożarów, które są równie niebezpieczne i co najgorsze potrafią utrzymywać się tygodniami. Na to też nie ma ratunku, co prawda można powalczyć, hamować postęp czy nieco zmieniać drogę, jakimś minimalnym procentem wpłynąć na przebieg żywiołu, ale ten swoje i tak zrobi. Wschodnie i południowe wybrzeże co roku walczy z huraganami, a i na północy bywa czasem, że potężne lawiny zostawiają całe miasta pod głębokim śniegiem. Ba, jakiś czas temu oglądaliśmy program dokumentalny, w którym dość szeroko rozwodzono się na temat parku Yellowstone i potężnej kalderze wulkanicznej, która ostatnimi miesiącami wykazuje nietypową aktywność. Oczywiście to tylko budzący grozę dokument, ale jeszcze tego by brakowało, żeby wybuchło i przyniosło kolejny kataklizm :) Amerykanie grają na prawdziwie wysokie stawki.



187 wyświetleń0 komentarzy

Comments


bottom of page