Mówią, że to taka druga Polska, lato bywa za ciepłe, zimy za zimne, są sezony pluchy i deszczu, nawet drzewa te same rosną. Była tu też kolebka polskich imigrantów XX wieku, największa Polonia amerykańska, legendarne Jackowo. Poza tym to miasto z barwną historią, popularne wśród turystów z całego świata. Musieliśmy w końcu sami odwiedzić "Windy City".
OUR KIND OF TOWN
Nie mogliśmy wymarzyć sobie lepszej pogody na "village break" niż ta, którą zastaliśmy w Chicago. Końcówka sierpnia, dwadzieścia kilka stopni, przyjemny chłodek w cieniu, pełne słońce. Wylatując z parującej i upalnej Północnej Karoliny marzyliśmy dokładnie o takich warunkach - żeby chociaż na chwilę odetchnąć :) Nawet nieustanny powiew wiatru nie przeszkadzał tak bardzo.
Bez zbędnych ceregieli - Chicago to naprawdę spoko miasto! Trudno nie porównywać go z Nowym Jorkiem, ale to ułatwia dostrzeżenie pewnych różnic. Przede wszystkim Windy City wydaje się być dużo bardziej przestrzenne i zadbane niż Wielkie Jabłko - szerokie ulice, szerokie chodniki, schludnie i względnie czysto. Boczne alejki nie są wyładowane górami worków na śmieci które niosą gęsty fetor, co najwyżej poukładanymi równo kubłami. Nie czuć pośpiechu, szczególnie w weekend, w który ku naszemu zaskoczeniu w downtown było bardzo spokojnie i z przyjemnością spacerowało się w cieniu drapaczy chmur. Ogólna aura miasta też jakby przyjemniejsza, pozytywni ludzie, dobry vibe, aż chce się przebywać na zewnątrz. W Nowym Jorku czasami czuć tą "znieczulicę". Chicago wydaje się być bardziej przyjazne i otwarte. Tak sobie myślimy, gdybyśmy mieli żyć i pracować w którymś z tych dwóch miast to bardziej prawdopodobne, że przenieślibyśmy się do Illinois i zaczęli chodzić na mecze Chicago Bulls aniżeli New York Knicks.
Jeżeli mielibyśmy polecać plan wycieczki to najpierw jednak polecilibyśmy Chicago, potem Nowy Jork, bo jednak, koniec końców, NYC ma więcej turystycznego splendoru. Oczywiście w Chicago jest kilka punktów z katalogu "must see places" jak znana wszystkim "Fasolka" czyli Cloud Gate, Millennium Park, fontanna Buckingham, Willis Tower czy Hancock Center, ale proszę Was, Manhattan to jednak inna liga. Mimo wszystko nie zniechęcamy, a nawet gorąco polecamy Wietrzne Miasto, bo oferta pubów i restauracji i sam klimat miasta bez wątpienia są w stanie zapewnić fajną rozrywkę. Nam bardzo podobał się układ miasta, mieszanka nowoczesności z klasyką, świecące banery rodem z lat 60tych, przypominające nieco klimat złotych czasów Ameryki. Fenomenalną sprawą jest Riverwalk, czyli zagospodarowany brzeg rzeki gdzie oprócz długiego deptaku znajduje się mnóstwo knajp, w których można naprawdę fajnie się wyluzować (i nie chodzi tylko o procenty). Wycieczka statkiem po rzece to również ciekawa przygoda, o ile Wasz przewodnik nie jest zbyt gadatliwy :) Ale kursowanie pomiędzy tymi ogromnymi budynkami to naprawdę wyjątkowe doświadczenie. Do wielkich plusów musimy jeszcze zaliczyć John Hancock Center i tzw. "Lounge" czyli bar na 96 piętrze. Nie ma nic lepszego niż sączenie drinka i przyglądanie się z wysoka wielkiej metropolii, szczególnie kiedy przychodzi wieczór i miasto rozbłyska milionem świateł. No i jedzenie, kolejny dowód na to jak daleko z tyłu jest Północna Karolina. Smakowita kuchnia z całego świata, od koloru do wyboru, no i oczywiście legendarna chicagowska pizza - coś pięknego. Jedynym elementem, który nas lekko zawiódł była wieża Willis Tower, której nie polecamy ogólnie z trzech powodów:
- tłok niesamowity,
- prawie 2h czekania na wjazd do góry
- jeden wielki ul na górze + mega kolejka do tych sławnych wysuniętych tarasów ze szklaną podłogą; każdy turysta ma minutę na cyknięcie sobie zdjęć z tego miejsca, kiedy my wjechaliśmy na górę ludzi w kolejce było chyba ze 150 - możecie sobie policzyć ile czekania... Poza tym szczerze, Hancock Center ma dużo lepszą panoramę...
Tak czy siak, wrażenia z Chicago na mega, mega plus.
PODSUMOWANIE
W pewnym momencie naszego pobytu w USA stwierdziliśmy, że jeżdżenie po miastach może się szybko znudzić, bo na pierwszy rzut oka wszystkie mają podobny układ - wjeżdżając mijamy slumsy, potem eleganckie przedmieścia i dojeżdżamy do downtown gdzie możemy podziwiać pościskane drapacze chmur. Ale jednak każde miasto ma swój urok, swój flow, swój unikalny klimat. Wiele razy wspominaliśmy, że każdy stan jest jak osobne państwo. Tak samo jest z Chicago i otwarcie mówimy, że jeżeli byliście już w innych miejscach w USA to i tak powinniście jeszcze udać się na Północ i zwiedzić Wietrzne Miasto, bo po prostu warto.
A jakie są Wasze wrażenia i wyobrażenia na temat Chicago? Podzielcie się w komentarzach :)
Comments