Zastanawia mnie ostatnio powszechne zjawisko związane z anty-rosyjską ścianą w opinii publicznej. Może lepszym zwrotem byłoby "martwi mnie". Mam wrażenie, że wszelkie dążenia do poznania faktów, zbadania sprawy, szukania prawdy zostały zastąpione wygodnym i nie wymagającym żadnego wysiłku stwierdzeniem: "to jest ruska propaganda, to jest dezinformacja". Opinia taka pojawia się w oka mgnieniu, bez zastanowienia, jakby obserwujący to zjawisko mieli ten moment "AHA!", w którym z dumą oznajmili przed sobą, że nie dali się złapać na dezinformację. Bez żadnego krytycznego myślenia.
Chciałbym przedstawić Wam argumenty, które moim zdaniem przemawiają za tym, że nawet jeśli takie rzeczy mają miejsce, to nadal naszym priorytetem powinno pozostawiać dążenie do poznania prawdy.
Oczywiście - nie mam wątpliwości, że Rosjanie kombinują, oszukują, stosują zasłony dymne i metody propagandy. Wiadomym jest fakt, że Rosjanie są mistrzami zamieszania, prowokacji czy istotnej ingerencji w politykę innych krajów - nie od dziś, od długich lat. Ale czy tylko oni? I czy na pewno wszystko jest kłamstwem?
Skąd bierze się przekonanie, że wszystko co staje w opozycji do pro-zachodniej narracji jest od razu dezinformacją? Skąd ogólne przekonanie, że tylko "ci drudzy" kombinują, kłamią, instalują dziesiątki tysięcy botów w social media i rozpowszechniają nieprawdę? Skąd pewność, że świat zachodni nie robi tego samego? Czy nikt nie zastanawia się nad tym czy istnieje możliwość, że "nasza strona" też podejmuje podobnie nikczemne działania i kłamie nam w żywe oczy? Dlaczego każdy temat można uciąć w łatwy sposób naklejając mu łatkę rosyjskiej propagandy? Czy tak chcemy dążyć do poznania świata i zrozumienia co się dzieje? Skąd ta łatwość w zaakceptowaniu twierdzenia, że tylko jedna strona winna jest oszustwa?
Boimy się żyć w rosyjskich realiach bo nieustannie przypomina nam się o tym przy każdej możliwej okazji. Ba, nie tylko w rosyjskich, ale też białoruskich, chińskich czy północnokoreańskich. W mediach straszą nas, że komunizm jest więzieniem, że w takich krajach nie da się żyć, nie ma wolności słowa i panuje dyktatura. Mówi się, że działa tam okropna propaganda, telewizja kłamie i nagłaśnia rządowe treści, wszystko jest kontrolowane, starannie przygotowywane i puszczane w eter tak aby sprzyjało rządowej retoryce. Być może to prawda, ale czy ostatnio nie obserwujemy tego również w naszych "zachodnich" mediach?
Czy fakt, że w Wielkiej Brytanii czy w Unii Europejskiej trwają starania o to żeby odgórnie cenzurować nieprzychylne treści w social media nie świadczy o takim samym podejściu do swobodnej wymiany informacji jak we wspomnianych wyżej krajach? Czy nie jest tak, że w ostatnich czasach rządy zachodnie aspirują do roli "jedynych właściwych źródeł prawdy" i decydowania o tym co jest właściwe a co trzeba usunąć? W Wielkiej Brytanii dochodzi do aresztowań za wpisy w social media podczas gdy na ulicach większych miast wieczorami panuje terror i giną ludzie. Mówi się tam otwarcie o cenzurowaniu platform online w ramach programów "zwalczania dezinformacji". Czy to nie przypomina realiów krajów, którymi nieustannie nas straszą? Czy mamy do czynienia z dwutorowym podejściem do cenzury na zasadzie "oni nie mogą ale my już tak"?
Czym takie działania rządów różnią się od tego czym straszą nas w telewizji? Lada moment sami będziemy musieli uważać na to co mówimy i jakie mamy przekonania. Nawet jeśli dzisiaj Twoja opinia pokrywa się z rządową narracją to nie masz pewności, że jutro będzie tak samo. Jutro twoje wartości mogą stać się "rosyjską propagandą". Twój sprzeciw wobec kolejnych obostrzeń, niesprawiedliwych ustaw i ingerencji w Twoją codzienność uczyni Cię "ruskim słupem" i wrzuci na wrogą listę. I co wtedy?
Nie można wszystkiego co niewygodne z góry kategoryzować jako dezinformacji. Powinniśmy dążyć do prawdy żądając odpowiedzi na każde wątpliwości jakie nas dotykają. Oczywiście wiele z tych rzeczy może okazać się fejkiem, nieprawdą - nie ma wątpliwości, ale czy na pewno jesteśmy gotowi uznać każdy zarzut z drugiej strony za nieprawdziwy? Czy rzeczywiście świat wygląda tak, że tylko jedna strona łże a druga jest wolna od nieetycznych praktyk? Czy stać nas na totalne zaufanie, że nasi politycy i osoby publiczne mówią prawdę i tylko prawdę?
Na myśl o cenzurze rządowej robi mi się słabo. Jeszcze słabiej jest mi widząc, że są ludzie którzy uważają to za dobry pomysł. W każdym temacie który dotyczy nas jako obywateli powinniśmy być dopuszczeni do otwartej debaty i do otwartego czerpania informacji ze źródeł, które uznamy za stosowne. W czasach kiedy media są upolitycznione jest to nawet wysoce wskazane. Nikt nie ma wątpliwości, że w USA media pokroju CNN, MSNBC czy CBS News są przyjazne partii Demokratów, a Fox News czy New York Post sprzyja republikańskim politykom. Mimo wszystko ludzie oglądają albo jedno albo drugie - nigdy jedno i drugie razem - i tak budują swój światopogląd - na totalnie zakrzywionej rzeczywistości, na sugestywnych newsach, na propagandzie partyjnej. Czy brzmi to rozsądnie?
Dla mnie nie. Słuchanie tylko jednego źródła naraża nas na wypaczone opinie, nieobiektywny punkt widzenia i zwyczajnie mówiąc polityczną propagandę. Dlaczego mielibyśmy ufać tylko jednej stronie i ignorować pozostałe informacje wiedząc, że nie są one pozbawione balastu? Dlaczego również mielibyśmy poświęcać własne niezależne myślenie i zamieniać je na nagłówki z ulubionej telewizji czy monolog ulubionego redaktora?
Myślę sobie, że w dobie upolitycznionych mediów i clickbaitowych tytułów nie stać nas na komfort tak leniwego konsumowania informacji.
Nie odbierajmy sobie prawa do niezależnego myślenia. A już na pewno nie oddawajmy go nieobiektywnym mediom. Bądźmy bliżej środka zamiast na biegunach, zacznijmy zadawać właściwe pytania, porównujmy treści, domagajmy się faktów i dążenia do prawdy, bądźmy sceptyczni i nie wierzmy wszystkiemu na słowo, czy jak to się mówi - "na gębę". Zacznijmy wymagać od mediów i od polityków rzetelnej roboty i rozwiewania wątpliwości jakie narastają. Przestańmy reagować na pogłoski i śmieciowe wiadomości a zacznijmy wymagać dokładnej reporterskiej roboty.
Nieważne czy to tzw. "ruska propaganda" od "ruskich słupów" czy powszechnie akceptowane źródła informacji - jeśli coś się nie zgadza to powinniśmy bić na alarm i żądać prawdy. Być może brzmi to niemożliwie w dzisiejszym świecie ale wciąż uważam, że poleganie na upolitycznionych źródłach, które mają osobisty interes w tym jakie treści publikują, nie jest najlepszym pomysłem. Niezależność powinna być miernikiem zaufania i jeżeli ktoś nie potrafi tej niezależności zbudować to powinna nam się palić czerwona lampka. A niezależność mediów klasycznych od jakiegoś czasu "ryje czołem o ziemię".
Obserwując z bliska polityczne treści i komentarze marzy mi się jedno - żeby wróciła otwarta debata i pewna społeczna jedność. Wydaje mi się, że ludzie są tak bardzo podzieleni jak nigdy wcześniej, polaryzacja społeczeństwa sięgnęła nieprawdopodobnych rozmiarów. I nic nie wskazuje na to żeby było lepiej. Ludzie bronią swojej frakcji, a nie prawdy. Ludzie walczą za swój zespół, za swoją partię, a nie za to co jest dla nich dobre czy ważne z punktu widzenia warunków życia. Ludzie wspierają swojego kandydata na prezydenta niezależnie od tego ile sensu czy prawdy mieszczą jego słowa.
Tą jednością, o której wspominam, chciałbym żeby była właśnie rozmowa, wspólne dążenie do prawdy i oczekiwanie, że media i politycy zaczną wykonywać lepszą robotę i zaczną dostarczać dobrej jakości ewidencji, na bazie której moglibyśmy wspólnie budować jakieś sensowne opinie.
Myślę, że w tych czasach brakuje nam wszystkim umiejętności znajdowania kompromisów - głównie przez to że nie rozmawiamy już ze sobą tylko non stop się kłócimy. Plucie jadem i wyzwiska stały się powszechnie akceptowaną formą "dyskusji" w social media czy na żywo. Partyjność stała się sprawą honoru, nawet jeśli pewne przekonania mijają się z prawdą i nie mają żadnych faktycznych podstaw to ludzie walczą do upadłego o "prawdy swojej strony". Nie powinniśmy w ten sposób rozwiązywać swoich problemów czy niezgody. Jestem przekonany, że w wielu sprawach tworzących społeczne podziały ludzie byliby w stanie znaleźć sensowne kompromisy, jeżeli tylko zechcieliby komunikować się ze sobą inaczej.
Nie wiem czego oczekuję po tym poście. Może po prostu musiałem podzielić się tym co mnie boli w dzisiejszym świecie. Może liczę na to, że ktoś z Was napisze coś co mnie chociaż trochę uspokoi i da nadzieję, że wszystko jest jeszcze możliwe do zrobienia. Od pewnego czasu mam poczucie, że takimi rzeczami warto się dzielić i dyskutować o nich.
Dzięki że tutaj dotarliście, trzymajcie się.
Comments