Wiele razy w życiu marzyłem o rzeczach absurdalnych, w których spełnienie nawet sam nie wierzyłem do końca. Nie sądziłem, że posiadam tyle umiejętności, samozaparcia i wiary żeby przebrnąć przez bariery, które pojawiały się gdzieś tam na drodze. Marzyłem sobie o USA w ramach przyjemności, odlotu, bez przekonania, że to się w ogóle kiedykolwiek wydarzy, chociaż wewnętrznie bardzo mocno tego chciałem. Zwykle bywało tak, że wracałem z imprezy i do białego rana studiowałem materiały w internecie myśląc sobie "jakby to było" zobaczyć cały ten szalony świat. Pisałem już kiedyś o tym, że firma, która ostatecznie wysłała mnie do Stanów, o mały włos nie zniechęciła mnie przed ostatnim etapem rekrutacji i do dziś ciężko uwierzyć jak bliski byłem tego, żeby się minąć w zasadzie "o włos" ze swoimi marzeniami. Koniec końców znalazłem się po drugiej stronie oceanu w sposób którego chyba najmniej się spodziewałem, bo niespodziewanie i zupełnie znikąd pojawiła się okazja, z której nie mogłem nie skorzystać...
Kiedy już znalazłem się w USA to zacząłem spełniać wiele marzeń, które powstawały podczas moich długich, nocnych sesji - Nowy Jork, Waszyngton, Miami, Chicago, potem mój własny Ford Mustang, roadtrip po Ameryce, Las Vegas, Teksas, Droga 66, Wielki Kanion, Utah, Colorado, oglądanie meczów NBA, NHL na żywo i inne mniejsze bądź większe atrakcje z mojej amerykańskiej listy.
Z czasem zaczęliśmy nieśmiało marzyć o domu, takim jak z tych niedzielnych filmów familijnych - przytulnym, z dużą werandą, z kawałkiem podwórka itd. Każdego dnia inspirowaliśmy się widokami osiedli, które zastaliśmy tutaj w Północnej Karolinie. Przez pierwsze lata nawet nie przeszło nam to przez myśl żeby w ogóle podjąć temat domu, bo wykraczało to poza daleko poza nasze możliwości pojmowania rzeczywistości. I znowu stało się tak, że to napotkane okoliczności sprawiły że pewnego pięknego dnia zupełnie niespodziewanie podpisaliśmy umowę, a parę miesięcy później przeprowadziliśmy się "na swoje". Byłem święcie przekonany, że dom będzie eweuntualnie dopiero po Zielonej Karcie, ale nie mogliśmy nie skorzystać ze świetnej okazji, nawet pomimo braku pewności co do najbliższej przyszłości.
W styczniu tego roku pierwszy raz oglądaliśmy działkę, na którą mieliśmy się zdecydować. Dwa miesiące później podpisaliśmy umowę. W październiku odebraliśmy klucze i oto w niecały rok plan się powiódł :) Jest dom jak z niedzielnych filmów familijnych, przytulny (chociaż jeszcze nie urządzony), z dużą werandą i dużym garażem. Za oknem mamy piękny widok na las. Siedzimy i myślimy sobie, że to się nie dzieje naprawdę i jeżeli mamy być szczerzy, to jeszcze nie czujemy się jak u siebie. Czekamy aż opadnie "przeprowadzkowy kurz", a my usiądziemy na tej werandzie z drinkiem i z uśmiechem wypijemy drinka za nasze nowe gniazdko. Salud, zrobiłeś to chłopak!
Dwa wielkie marzenia spełnione, do skompletowania tzw. "Złotego Trójkąta" brakuje nam już tylko Green Card i wtedy jedno wielkie marzenie o kompletnej zmianie życia stanie się faktem. Trwało to trochę czasu, ba, długie lata, od dawna, ale właśnie uświadamiam sobie, że jesteśmy prawie przy samym końcu całego procesu, nagle zostało już tak niewiele. Udało się osiągnąć dwie wielkie rzeczy, trzecia jest w drodze. Nie było jakichś niesamowitych, inspirujących chwil, momentów uniesienia i głębokich przeżyć, wszystko zadziało się po prostu ot tak, w swoim czasie :) Najbardziej uderza mnie jednak fakt, że kiedyś były to rzeczy totalnie abstrakcyjne, wykraczające poza wszelkie granice. Pamiętam ile razy pytałem sam siebie "jak ja mam to k!#@a zrobić, żeby zamieszkać w Stanach?". Dzisiaj pytam już siebie "Jak ja to k!#@a zrobiłem" i jest już dużo łatwiej :) Nigdy nie wiadomo, co się wydarzy, to na pewno jedna z najważniejszych lekcji w tej historyjce :)
Cały proces kupna mieszkania nie był najłatwiejszy, ale z uśmiechem na twarzy wspominamy ten okres, bo wiemy, że nie byliśmy sami. Po drodze na nowy adres otrzymaliśmy mnóstwo wsparcia - od najbliższych jak również od obcych i niezwykle życzliwych osób. Wymienialiśmy się informacjami, słuchaliśmy opowieści i korzystaliśmy z Waszych doświadczeń. Bywało nawet, że mieliśmy krótkie sesje naukowe z architektami wnętrz czy specami od technicznych zagadnień :) Jest nam niezmiernie miło, że mimo tego, że w większości znamy się jedynie poprzez nasze profile w social media to byliście gotowi pomóc, doradzić i podtrzymać na duchu. Ilość pozytywnych wiadomości jakie otrzymywaliśmy od Was zawsze dodawała skrzydeł i przyćmiewała wszystko inne. Na jednym z naszych kanałów pewna osoba napisała nam, że nosząc koszulki z marketu za 9$ możemy jedynie pomarzyć o domu za milion. No cóż, domu za milion rzeczywiście nie ma, ale i tak jest pięknie, a na to wszystko zapracowaliśmy w koszulkach za niecałą dychę :) Da się? Da.
Dziękujemy, że jest Was tutaj tak dużo i za to, że jesteście dobrymi ludźmi. Jakoś nam łatwiej dźwigać to wszystko kiedy możemy podzielić się z Wami tymi wszystkimi przygodami. Nie wiem czy buchnął we mnie klimat święta Thanksgiving, które właśnie dzisiaj mamy, czy człowiek się starzeje, ale jesteśmy mega wdzięczni i jest nam niezmiernie miło, że Was wszystkich poznaliśmy. Życzymy Wam wszystkiego co najlepsze, a my ... cóż ... jak pisaliście niejednokrotnie - będziemy skupiać się teraz na tym żeby w naszym nowym domu tworzyły się piękne wspomnienia :) Home Sweet Home, America.
Trzymajcie się!
Pam & Zola
Gratulacje! Tak sie spelnia marzenia!
Czuje sasm radosc z Waszego szczescia, z faktu ze moglem byc tego swiadkiem.
YOU DID IT , jak to mowia w Waszym nowym domu, co? :)