Przez 4 dni pobytu w Nowym Jorku zrobiliśmy 95 tysięcy kroków, co daje 75 kilometrów spaceru i prawie 6000 spalonych kalorii. Kolejne kilometry nabijaliśmy jeżdżąc metrem czy płynąc promem miejskim. Przeszliśmy Manhattan praktycznie wzdłuż i wszerz - od Battery Park po Harlem, od 1szej do 11ej Alei. Wypiliśmy hektolitry kawy w najróżniejszych punktach miasta - Hell's Kitchen, Chelsea, Lower Eastside, World Trade Center, Dumbo, Williamsburg czy Midtown. Oglądaliśmy nowojorski krajobraz z poziomu zatłoczonych ulic, gorącego i dusznego metra, a także z wysokości ćwierć kilometra na jednym z najwyższych dachów miasta. Smażyliśmy się w ponad trzydziestostopniowym upale krążąc parkami i skwerami, a także chłodziliśmy głowy w cieniu drapaczy chmur, krocząc zaciemnionymi alejami Manhattanu. Łącznie zrobiliśmy ponad 2000 zdjęć i filmików. To był trip pełen pozytywnej energii, emocji. I chociaż czujemy się dzisiaj jak wraki to zastanawiamy się gdzie byśmy poszli, gdybyśmy mieli jeszcze jeden dodatkowy dzień w NYC. Pomysłów nie brakuje...
Pisząc jak niesamowity jest Nowy Jork nie będziemy oryginalni - pisały to tysiące osób. Intrygujące jest to, że nawet osoby stroniące od wielkomiejskiego zgiełku wracają z NY zachwyceni, zauroczeni. Nawet mimo tego, że przez niektóre aleje przetaczają się góry worków na śmieci, bezdomni krążą praktycznie po każdej ulicy, a latem przez miasto suną opary odrzucającego smrodu z buchających gorącem dziur w ulicach. Niby wszystkie aleje wyglądają na pierwszy rzut oka tak samo, a jednak każda jest wyjątkowa, unikatowa. Nieważne gdzie zrobisz zdjęcie - i tak będziesz zachwycać się nim na dziesiątki sposobów, każde będzie wyglądać dla Ciebie dobrze, jeśli nie mówić doskonale, szczegóły wzniecą głęboką dyskusję. Nie ma tam ładu ani porządku, stare brudne budynki przepychają się w ciasnej przestrzeni z nowymi, szklanymi gmachami. Czasami tworzy to piękne zestawienie, a innym razem wygląda okropnie. Widać przytłaczające bogactwo, najdroższe marki cisnące się w najbardziej prestiżowych kwartałach, po których krążą Ci głodni sławy, rozgłosu, billboardowego życia. Jednocześnie można zauważyć żywe posągi ubóstwa i biedy. Ci zarobieni i zapracowani suną chodnikami jak roboty, przecinają ulice na czerwonych światłach, nie reagują na nic poza telefonem, który niespodziewanie wibruje w kieszeni i przez słuchawki śle sygnały do uszu, wytrącając ich z transu. Ich własny świat, byle do przodu, byle zamknąć kolejny dzień, byle na horyzoncie pojawiła się choć chwila wytchnienia, dzień wolny, weekend, może urlop. Za to biedni i bezdomni siedzą na worku znalezisk z podpartą na dłoniach głową i zastanawiają się nad tym całym szaleństwem, nad własnym losem, nad tym co poszło nie tak i czy jest jeszcze jakaś nadzieja na lepsze życie. Ich pusty, smutny wzrok często spoczywa na lśniących, czarnych SUVach ledwo mieszczących się na ciasnych pasach ulicznych Manhattanu. Ubrany w garnitur szofer wiezie kogoś schowanego za ciemnymi szybami osłaniającymi tylne siedzenia. Czy to ktoś ważny ? Może ktoś znany ? Gdzie i kiedy powstaje tak ogromna różnica między ludźmi? Wiele pytań brutalnie ginie w zgiełku tego przeludnionego miasta.
Dobra Minnie, dzielimy po połowie z dzisiejszego dnia...
W Nowym Jorku każdy goni pieniądz, każdy rozgrywa swoją osobistą partię. Nie zdążyłem złapać pierwszego oddechu po wyjściu z metra, a już jeden wytatuowany gość w ciemnych okularach i w bluzie z kapturem wciskał mi swój rapowy "mixtape" i za autograf na okładce wołał parę zielonych w ramach "donacji dla sztuki". To samo na Times Square. Oprócz znanego na całym świecie "Naked Cowboya" turystów zabawiał "sobowtór" Donalda Trumpa rozdający zielone karty, starszy człowiek przygrywał smutne nuty na saksofonie, Batman z Kapitanem Ameryką pozowali do zdjęć licząc na napiwek za rozrywkę. Gdzieś z boku pomiędzy tłumem Myszka Minnie z Super Mario dzielili się zyskami z dnia. Trochę dalej na rozłożonych na chodniku kartonach ktoś sprzedawał stare obrazy Nowego Jorku, ktoś inny zachęcał do kupna książki ze skromnej kolekcji nadgryzionej zębem czasu, a w kubku ze Starbucksa brzęczały drobniaki. Nickels and Dimes. Cały ten wysiłek po to aby dopiąć dzień, wrzucić ciepłe żarcie do pustego żołądka, odłożyć na rachunki, położyć się spać z mniejszą liczbą zmartwień, zbliżyć się do celu, jeśli jakikolwiek przyświeca.
Nowy Jork wciąga jak narkotyk. Miasto miliona historii i miliona marzeń. Chociaż kolejna kawa kolejnego już dnia nie smakuje tak dobrze jak na początku to wlewasz ten kubek w siebie i ciągniesz zmęczone nogi do przodu, żeby jeszcze coś zobaczyć, zanim miasto schowa się pod płaszczem nocy. I rano znowu to samo, ledwo otworzysz oczy i spoglądasz za okno czy coś Cię właśnie nie omija. Tak samo zdają się robić mieszkańcy tego miasta - przecież tutaj co chwilę pojawia się okazja, nowa szansa, być może lada moment wszystko się zmieni, dlatego warto zacisnąć zęby i ruszyć w miejską dżunglę po swoje. Jeszcze będzie czas, by odpoczywać. To miasto inspiruje samoistnie, oglądając to całe przedstawienie zaczynasz wierzyć, że tutaj naprawdę można spełnić marzenia, trzeba tylko uporać się z tym potworem, z tą wielką metropolią, każdego kolejnego dnia. Przecież Ci ludzie nie zajeżdżają się bez powodu, ludzie podobni do nich też zaczynali na ulicy, a dzisiaj latają helikopterami nad miastem.
Czy chcielibyśmy tam mieszkać? Nie wiemy, to przemyślenie na osobny wątek, który zamierzamy wkrótce opublikować. Wiemy na pewno, że nawet jeśli przyszłość ma dla nas inne plany i nie będzie nam dane znaleźć swojego miejsca w Nowym Jorku to będziemy tam wracać regularnie, bo nawet jeśli człowiek czuje się fizycznie wykończony, to w głowie buzuje niesamowita energia, która daje człowiekowi nowe nadzieje i pomysły, napędza i hartuje, aby mierzyć się z wyzwaniami własnego życia.
Oto nasz osobisty Nowy Jork.
Comments