Jak wiecie już zapewne z naszych wpisów Północna Karolina to wyjątkowo spokojna okolica, dzięki czemu na co dzień mamy sporo czasu na różnego rodzaju przemyślenia. Z jednej strony to dobrze, bo obcując z odmienną kulturą można zauważyć wiele różnic, a dzięki temu sporo się nauczyć, zrozumieć itd. Z drugiej strony wiadomo, czasami myśli się za dużo i niepotrzebnie 🤔 No i właśnie mamy pewne przemyślenia, mianowicie chodzi nam po głowie myśl będąca tytułem tego wpisu - czy my umiemy spełniać swoje marzenia? 🤔
AMERICAN WAY
Przyznam szczerze, że Amerykanie otworzyli mi oczy na wiele rzeczy, a przede wszystkim na podejście do życia czy sensu pracy. Oni są mistrzami w uszczęśliwianiu siebie na różne sposoby. Jest to ich błogosławieństwo, a jednocześnie największa pułapka, za którą z podwiniętymi rękawami czają się wielkie amerykańskie firmy, które bombardują reklamami nabitymi emocjonalnym przekazem typu bądź szczęśliwy, zasługujesz na to, Twoja rodzina zasługuje na to itd. Jednak większość ludzi ma bardzo rozsądne podejście, które mocno różni się od naszego, polskiego myślenia. Dla nich oczywistym faktem jest, że żyjemy po to, aby doświadczać w życiu przyjemności. Życie nie jest karą, życie to piękny czas, kiedy spełnia się marzenia i dzieli dobry czas z innymi. Możliwość realizacji marzeń sprawia, że Amerykanie - mimo powszechnie błędnej wg mnie opinii - to naród pracujący dość sumiennie (co najmniej robią to co do nich należy), przynajmniej mogę to zaobserwować w swoim otoczeniu. Oni tę pracę lubią i szanują, bo jest ona narzędziem do osiągnięcia osobistych celów. I oni te cele realizują. Oni nie martwią się zbytnio o zabezpieczenie finansowe, bo tak naprawdę nikt nie wie jaka ilość pieniędzy oznacza bezpieczeństwo...
Wiadomym jest, że siła nabywcza dolara jest nieporównywalnie większa niż polskiego złotego co przekłada się trochę na to, że konsumpcjonizm w Ameryce postrzegany jest jako szaleństwo. Ale prawda jest taka, że po prostu ludzi tutaj stać na więcej właśnie dzięki walucie i ten konsumpcjonizm ma trochę inny wymiar. Oczywiście znajdują się skrajne przypadki osób które kartami kredytowymi spłacają inne karty kredytowe i tak toczy się koło, ale większość Amerykanów, których obserwujemy dookoła siebie żyje raczej "w miarę" rozsądnie, a jednocześnie mają oni niemal wszystko, czego pragną - spełniają swoje marzenia. Nie ma znaczenia kim jesteś i co robisz na co dzień, Twoje marzenia to zupełnie inna bajka. One de facto definiują to kim jesteś, charakteryzują Cię, informują innych o tym co dla Ciebie jest ważne, jaką jesteś osobą. Ludzie o tym rozmawiają, uwielbiają słuchać powodów dla których ktoś kupuje motorówkę, fajne autko czy wypasiony sprzęt do golfa. To są zapalniki do dyskusji, wymiany opinii, poznania nowych możliwości spędzania miło czasu, podzielenia się doświadczeniami. Praktycznie każdy Amerykanin posiada w życiu coś o czym marzył i nieważne jest jak to się dzieje. I choćby to był najbardziej błahy czy najśmieszniejszy powód wydania pieniędzy, nikt tego nie kwestionuje tak długo jak dana osoba wita Cię szerokim uśmiechem.
POLSKIE REALIA
Nas, Polaków, to wręcz zaskakuje. Wydaje nam się dlatego, że dla nas pieniądz ma ogromną wartość, bo wszystko w Polsce ciężko kosztuje. Na wakacje zbieramy kasę cały rok, na samochód musimy zbierać latami, a na mieszkanie większości z nas nie stać bez kredytu. Więc chyba mimowolnie rachujemy - zbieramy na te najważniejsze rzeczy, rezygnując z pobocznych przyjemności, tych które moglibyśmy częściej realizować, które dałyby nam ten pozytywny zastrzyk. Czasami nawet rezygnujemy z tych fajnych wakacji za granicą. Chodzimy więc do pracy bez żadnego konkretnego celu oprócz oszczędzania - nie wiadomo na co, nie wiadomo ile czy jak długo. Gdzieś tam z tyłu głowy towarzyszy nam strach, że jak stracimy pracę to będzie nam trudno, więc trzeba zapomnieć o drobnych przyjemnościach i odkładać. Ile powinniśmy odłożyć, żeby móc pomyśleć, że jesteśmy bezpieczni? Tego nikt nie wie, ale każdy odkłada i zawsze jest za mało. Życie jest jak jedna wielka niewiadoma. Kiedy taki stan trwa latami, w końcu nasze pojęcie sensu pracy zanika, zaczynamy się stresować, frustrować, znajdować same negatywy, skakać z firmy do firmy licząc na to, że gdzieś być może przestanie nas to dręczyć. A Amerykanin chodzi do pracy bo jest jej wdzięczny za to, że może spełniać swoje marzenia, że pieniądze, które wpływają na konto pozwalają realizować własne cele czy pasje. Dlatego pracownik w Polsce po 10 latach na rynku ma 15 firm w CV, a pracownik w USA ... jedną.
MY OWN HELL
Jestem taki sam i chyba nie umiem spełniać marzeń. Przywiozłem ten stan umysłu w bagażu z innymi rzeczami. Wyrobiłem w sobie takie głupie przekonanie, że kiedy osiągnę już pewien pułap i mogę zrealizować swoje marzenie... to w tym samym momencie rezygnuję z niego. Coś jakbym udowodnił sobie, że mogę to zrobić, po czym próbuję o tym zapomnieć, bo boję się podjąć kroków ku urzeczywistnieniu tego. Wiem, że mogę sobie na coś pozwolić, ale nie zrobię tego, wystarczy że wiem, że jakbym się zdecydował to mógłbym to mieć tu i teraz. Zawikłane pewnie, ale taka jest prawda, jakby sama myśl o możliwości zrobienia czegoś musiała być dla mnie wystarczająca bo nie mam odwagi zrobić ten jeden krok do przodu. I w ten sposób nie spełniam żadnych marzeń od lat. Możecie powiedzieć, że przecież jestem w USA, od ponad 20 lat marzyłem znaleźć się w Ameryce, ale uwierzcie, że przez to jak postrzegam pewne rzeczy są momenty, kiedy muszę krzyczeć do siebie "EJ STARY, JESTEŚ W USA, ŻYJESZ W USA, GDZIE TWOJA RADOŚĆ?!". Weźmy pod uwagę samochód. Jeżeli tak jak ja jesteście fanami amerykańskiej motoryzacji to zapewne niejeden raz przymierzaliście się w myślach do Mustanga czy Camaro, albo wieźliście jakieś rzeczy na pace swojego ogromnego pickupa z silnikiem HEMI. Mówiliście sobie, że "jakby było Was stać to byście go brali w ciemno bez mrugnięcia okiem". Też tak gadałem... Obecnie mógłbym kupić samochód, o którym marzyłem od lat, ale ja się zastanawiam i szukam powodów przez które nie powinienem tego zrobić. W mojej głowie budzi się coś na wzór ogromnej racjonalności zmieszanej z obawami, przekonania że jak mam wydać pieniądze to musi to być najlepiej zainwestowana kasa EVER bo inaczej okażę się głupcem! Nie mogę kupić tego Mustanga, o którym marzyłem przez lata, bo za tą cenę kupiłbym bardziej praktyczne auto, poza tym zawsze mi mówiono, że dwa auta w domu to luksus, że się w dupie przewraca, że trzeba być mądrym w kwestii pieniędzy, zbierać itd... I tak żyję w kraju, gdzie moje marzenia wręcz wołają do mnie "MOŻESZ TO ZROBIĆ, TU JESTEM" a ja się gapię i walczę z tym moim fatalnym przekonaniem, że myślę o głupotach i powinienem racjonalnie spojrzeć na fakty... Ale właśnie, niby dlaczego? Co takiego sprawia, że ja zawsze chcę być super racjonalny i patrzeć tak bardzo rozsądnie na wszystko co robię?
I CO TERAZ?
Ostatnio usłyszałem ciekawe stwierdzenie, mianowicie, że "w życiu trzeba czasem robić nieracjonalne rzeczy ... w racjonalny sposób". Generalnie chodzi o tyle, że powinniśmy pozwalać sobie na spełnianie drobnych marzeń, nawet tych absurdalnych w oczach innych, dopóki nie rujnują one naszego czy innych życia. Jeżeli kupno telefonu za 2500 zł jest nieracjonalne, ale zapracujemy i odrobimy te pieniądze bez większego wpływu na nasz budżet... to czemu nie? Czemu mamy czuć się winni kiedy zrobimy coś takiego? Przykładów jest sporo, ale chodzi o samo przesłanie, które trafia do mnie bardzo mocno. Chciałbym pozbyć się tej blokady i nauczyć spełniać chociaż te najmniejsze marzenia. To w zasadzie nasz wspólny plan na ten rok - odgruzować się z tych negatywnych myśli i zrobić coś nieracjonalnego ale w racjonalny sposób. Chociaż pisząc to nie mamy pojęcia od czego nawet zacząć...
To doprawdy niesamowite, jaką blokadę psychiczną poczuliśmy będąc tutaj i obserwując amerykański styl życia. Mam wrażenie, że jestem skazany na niespełnianie marzeń i doświadczanie wiecznych wyrzutów sumienia, że od czasu do czasu spełnię jakąś osobistą zachciankę, o której myślałem latami. Próbuję postawić się temu od czasu do czasu, ale przy każdej próbie wciąż towarzyszy mi ten sam dyskomfort psychiczny. I nie chodzi nawet o droższe rzeczy jak samochód czy wakacje, chodzi o dosłownie wszystko. Czasami wpadamy też w pułapkę myślenia, że marzenia to musi być coś wielkiego, niesamowitego, oderwanego niemal od rzeczywistości, a to nieprawda, bo to są też proste rzeczy i sprawy. Marzenia są po to , żeby je spełniać, a kiedy tego nie robimy to gubimy cały sens swojej pracy, poświęceń, planów itd. Wydaje mi się, że każdy powinien się nad tym zastanowić, my mamy to szczęście, że mieszkamy w USA, gdzie ludzie bardzo dobrze wiedzą jak w życiu doświadczać przyjemności i jak być szczęśliwym mimo tego, że życie samo w sobie do łatwych nie należy. Dla nich to jest tak naturalne, że aż szokujące dla nas. Ale tak jak wspomnieliśmy, otwiera nam to oczy na świat, na postrzeganie pewnych rzeczy i mamy głęboką nadzieję, że nauczymy się podchodzić do marzeń z dużo większą pewnością siebie i pozwolimy sobie na bycie nieracjonalnymi... oczywiście w racjonalny sposób 😉
A Wy co o tym myślicie? Jak to wygląda u Was? Zostawcie komentarz czy like, porozmawiajmy o tym 😉
Hej. Czytam Was od jakiegoś czasu. Również jestem fanem Ameryki i wszystkiego co z tym związane. Nawet pracę licencjacką pisałem o USA 😂. Wielkie marzenie to oczywiście zebranie rodziny i wyjazd do USA czy KANADY. Na razie jednak troszkę pod wpływem waszych wpisów spełniło się tu w Polsce mniejsze marzenie dotyczące posiadania amerykańskiego samochodu. Pozdrawiam w tych trudnych czasach z Polski 😉🇺🇲
Cześć Beata! Mega podsumowanie, które moglibyśmy z pełną odpowiedzialnością zacytować!! 😊 Nawet nie ma co dodawać, dzięki że podzieliłaś się tym z nami , bo to absolutna racja 👋😉
Bardzo ciekawy wpis, naprawdę. Dużo racji masz mówiąc o różnicach w podejściu do życia i spełniania marzeń Polsce i w USA. Ja mieszkam w Stanach od ponad 3 lat i przyznam szczerze, że dla mnie spełnianie marzeń nabrało całkowicie innego wymiaru tutaj.
Po pierwsze - w życiu nie myślałam, że będę tu gdzie jestem, a po drugie wiele rzeczy czy miejsc, które będąc w liceum, gimnazjum czy nawet na studiach wydawały mi się kompletnie nieosiągalne, nagle tutaj dostałam na wyciągniecie ręki.
I tu nie chodzi o marzenia typu bycie bilionerem :) Ale o takie małe i większe głupoty. Gdyby ktoś mi powiedział, że zobaczę Wielki Kanion, Mount Rushmore, będę głaskać delfiny w SeaWorld, wygłupiać się w Disney World, a przede…