Amplitudy w życiu to rzecz normalna - raz jest hype, innym razem dół. Jak jest dobrze to nie zwracasz uwagi, lecisz przed siebie, nakręcasz się i wszystko idzie jak należy. Jak jest źle ... no właśnie, co wtedy? Ja siadam i myślę, na chwilę zatrzymuję się na poboczu i zastanawiam nad sensem całej tej akcji. W mojej głowie znowu rządzą demony i znowu się męczę...
Dźwięk lejącego się do szklanki Jim Beama brzmi jak nadzieja, że zaraz znieczuli, emocje opadną, sprawa straci na ważności. Póki co zatapiam usta w bursztynowym płynie i robię długi wydech łapiąc aromat alkoholu...
Mamy niekiedy wątpliwości. Zdarza się od czasu do czasu, szczególnie kiedy problemy wgniatają nas w ziemię, że zastanawiamy się czy to całe przedsięwzięcie ma sens. To te momenty, kiedy mamy dość tego wszystkiego, męczenia się i walki w języku angielskim, prób zrozumienia tych setek różnych dialektów, coraz to nowych problemów i ogólnej bezradności, kiedy pozbawione logiki przepisy czy biurokracja doprowadzają do szału. To ten okres, kiedy załatwiasz jedną sprawę, a dwie nowe pojawiają znikąd i zdaje się, jakby cały świat był przeciwko Wam. Czy kiedyś będziemy mieli jeszcze siły cieszyć się z tego, gdzie jesteśmy i co robimy? Po takich bataliach człowiek czasami marzy jedynie o świętym spokoju i wszystko mu jedno. Teraz mamy trochę taki okres, musimy znowu kombinować, załatwiać, walczyć o swoje.
Pierwsza szklanka opustoszała po jednym, szybkim ruchu. Delikatny aromat bourbona rozchodzi się po ustach, rozluźniają się mięśnie i powoli robi się przyjemnie. Czas na drugą szklankę...
Bywa, że jest ciężko. Bywa, że budzę się w nocy i czuję bezsilność, jest mi źle i niedobrze. Chciałbym ulotnić się z tego miejsca i wrócić tam, gdzie pamiętam luz i komfort psychiczny. Myślę sobie wtedy, że już nie mam sił, że to życie z dodatkowym obciążeniem zaczyna mnie przerastać. Projektuję w głowie, jak przyjemnie byłoby wrócić do tego co znane, łatwe, przewidywalne. Przeżywamy tutaj piękne chwile, ale mało kto wie ile bagażu stoi za kurtyną amerykańskiego snu i jak trzeba czasami zaciskać zęby. No dobrze, można wrócić, tylko po co? Wszystkie rozsądne argumenty przemawiają za tym, że tutaj możemy więcej i więcej dobrego nas czeka. Ale tutaj póki co walczymy, budujemy swoje życie od nowa, chociaż oczywiście mamy więcej możliwości niż kiedyś. Niemniej jednak zaczęliśmy od zera, a tam mieliśmy już wszystko - stała robota, własne mieszkanie, względny spokój, poukładane życie. Co też człowieka pokusiło, żeby spakować życie w walizy i zrobić te kilka kroków wstecz? Marzenia, no tak, przecież marzyliśmy o takiej możliwości... Tylko czy w tym świecie jest jeszcze miejsce na marzenia i czas na wywracanie życia do góry nogami? Nasz american dream miesza się z american nightmare, czasami zachwieje nami u podstaw, budzi się niepewność co do tego, jak będzie wyglądać nasze życie i gdzie ostatecznie się znajdziemy. Czasami nam tego brakuje, tego spokoju, patrzymy po zdjęciach znajomych i zazdrościmy.
Biorę większego łyka, odchylam się na fotelu i spoglądam w sufit. Czuję jak w głowie zaczyna pulsować, a myśli przyspieszają. Zaczynam walczyć, budzi się we mnie opór. Jesteśmy teraz w dole, to prawda, ale przecież wyjdziemy z tego. Że niby co, drugi raz nie zrobiłbym tego? Odmówiłbym wylotu? Pfff, proszę mnie nie rozśmieszać...
Amplitudy to normalka. Bez tego nie ma postępu, progresu. Każda z tych chwil próbuje nam coś przekazać. Każdy moment zadumy nad tym marszem przez gęstwiny problemów to okazja na korektę, spojrzenie na sprawy pod innym kątem. Śmiejemy się, że jeszcze trochę i będziemy mieli nerwy jak ze stali i nic nas nie powstrzyma, więc jakieś plusy jednak są. Wszystkie te złe doświadczenia z czasem wydają się być potrzebne, jakby pojawiały się nie bez przyczyny. Pobieramy cenne lekcje, stajemy się mądrzejsi. Wyszliśmy daleko poza swoją strefę komfortu, ba, wystrzeliliśmy na orbitę więc nic dziwnego, że bywa trudniej. Gdzieś tam po drodze liczyliśmy się z takimi reperkusjami. No to mamy, walcz albo uciekaj, umysł czasami sugeruje tą prostszą alternatywę, ale każdy jeden moment w ciszy i spokoju podpowiada, że warto walczyć. Najlepsze jeszcze przed nami.
Adios!
Comments