Świat się zatrzymał, ale stać dłużej nie może. W większości nie odczuwamy aż tak bardzo skutków wirusa, jesteśmy po prostu zamknięci w domach i nie za bardzo możemy czy powinniśmy wychodzić na zewnątrz. Młodym i zdrowym osobom wirus ten teoretycznie nie zagraża, chociaż opinie są różne. Ale to nie oznacza przecież, że możemy narażać tych, którzy są w grupie ryzyka i mogą umrzeć. Ale co jeśli sytuacja eksponuje na ryzyko więcej osób i nie chodzi tu nawet o zachorowanie? Świat stoi przed ogromnym dylematem.
My mamy się dobrze. W naszej okolicy pandemia przebiega w miarę spokojnie, mamy całkiem komfortowe warunki, możemy jeszcze wychodzić z domu (chociaż zaleca się ograniczenie spacerów) i jakoś trwamy w tym trudnym okresie. Pracujemy z domu więc w zasadzie niewiele się zmieniło. My nie jesteśmy specjalnie przerażeni problemem, dbamy o podstawowe zasady higieny i staramy się nie stracić czujności w tych dość spokojnych warunkach jakie mamy obecnie w Północnej Karolinie. Ale doskonale wiemy, że wiele innych osób ciężko walczy. Niektórzy z nas pozostają zamknięci w domach od miesięcy i nadal próbują zachować zdrowy rozsądek. Są też tacy, którzy należą do grupy ryzyka i dla nich samo wyjście na zewnątrz to igranie ze śmiercią. Wiele zdrowych osób mieszka i opiekuje się nimi na co dzień, więc muszą być ekstremalnie czujni, żeby nie wnieść do domu zarazy. Nikt nie chciałby narażać kogoś innego na niebezpieczeństwo. Ale to jeszcze nie jest najgorsze...
Ludzie masowo tracą prace, przedsiębiorstwa jedno po drugim zamykają działalność i nie są w stanie płacić swoim pracownikom. W USA zwolnienia liczy się w milionach. Często zwalniani są ci, którzy przynosili jedyny dochód do domu, który dodatkowo ledwo pozwalał przeżyć kolejny miesiąc. Nagle kilkuosobowa rodzina pozostaje bez środków do życia. I co wtedy? Tutaj rodzi się prawdziwy dylemat, bo to stawia człowieka przed okropnym problemem - wracać do pracy i ryzykować zdrowie bliskich czy siedzieć w domu i ryzykować byt całej rodziny z powodu braku pieniędzy? Wciąż trzeba płacić rachunki, kupować lekarstwa czy płacić za mieszkanie. Wciąż trzeba stawiać czoła wielu wyzwaniom i dbać o siebie nawzajem. Myślę o tym i sam nie potrafię znaleźć właściwej odpowiedzi. Bardzo współczuję ludziom, którzy mają taki problem.
Amerykanie szykują się do powrotu, do ponownego rozruszania ekonomii. Ale czy to oznacza zatem, że będą wybierać lepszą alternatywę z dwóch beznadziejnych opcji czy mają jakiś konkretny plan? Jak wspomniałem, większość z nas może wrócić do pracy, może się nawet zarazić wirusem i przeżyć, ale w ten sposób nie zatrzymamy postępującej epidemii i na pewno narazimy niektóre osoby na bardzo poważne powikłania. Z drugiej strony świat już dłużej stać nie może, bo będzie to miało dla nas wszystkich gorsze skutki niż sam wirus. Jesteśmy strasznie uzależnieni od pieniędzy i jest to smutna rzeczywistość. Ogłoszenie prac nad powrotem "do normalności" spotkało się w USA ze sporym oporem, ale przecież ogrom ludzi obecna sytuacja przybiła do muru i stawia ich życie na ostrzu noża. Co zrobić? Nie wiem...
Nasuwa się bardzo przykry wniosek - nie byliśmy przygotowani na taki obrót wydarzeń i musimy teraz podejmować trudne decyzje. Nikt nie zastanawiał się nigdy jaka alternatywa pozwoli przetrwać podobne czasy. Myślę, że wiele przedsiębiorstw będzie zmuszonych do poważnych zmian w profilu działalności, ale w tym momencie nie ma już zbytnio szans na ratunek. Tą pandemię przechodzimy bezbronni, prawdę mówiąc próbujemy teraz bardzo szybko nadrobić wszystkie braki, ale mleko już się rozlało. Na pewno nauczymy się wiele w tej całej sytuacji, dostosujemy się, ale teraz trzeba będzie przełknąć gorzką pigułkę. Gdzieś tam w głowie rodzą się pytania - na co jeszcze nie jesteśmy przygotowani? Co powinniśmy robić? Jak się chronić przed podobnymi wydarzeniami w przyszłości? Wszyscy chcemy wrócić już do normalności, ale nie jest pewne, że "normalnością" nadal będzie to co znaliśmy do tej pory...
Bądźcie zdrowi.
Commentaires