top of page

"If you're with us, you're one of us" - potęga społeczności w USA


ludzie siedzący przy stolikach z kawą

O Amerykanach można mówić różne rzeczy, ale jedno jest pewne - w byciu silną społecznością nie mają wielu równych sobie. Obserwując to na żywo można dojść do naprawdę ciekawych wniosków 😉


Śmiejemy się, że Polacy "drą ze sobą koty", że sąsiedzi nie potrafią żyć w zgodzie, że rodzina tylko na papierze itd. W każdej z tych przywar jest jakieś tam ziarno prawdy i rzadko kiedy mówi się to samo o innych. Często podróżując po Europie zachwycamy się jak rodzinni są Włosi czy Hiszpanie, te ich obiadki niedzielne w 30 osób, huczne urodziny i w ogóle. Zresztą tutaj również mieszkańcy pochodzący z Ameryki Południowej są mega rodzinni. Nie mówię, że tego u nas nie uraczysz, ale nie jest to tak powszechna sprawa. Amerykanie za to idą jeszcze dalej, oni tworzą więzi wykraczające poza rodzinne granice, oni jednoczą się ze swoim otoczeniem i tworzą silne społeczności, w których funkcjonują. Dla nich przynależność do jakiejś grupy to rzecz odpowiedzialna, a pomaganie sobie nawzajem w ramach tych grup to niemal rzecz święta.


społeczność ludzie przybijający żółwika

Przyglądanie się mieszkańcom Stanów jest dla nas czymś fascynującym, czymś czego trudno u nas szukać. Tworzenie społeczności opartych na otwartości i zaufaniu przychodzi im super łatwo. Z punktu widzenia Polaka to aż zaskakujące, wiesz, zero podejrzeń, zero analizy, zero sprawdzania czy ktoś nie próbuje nas "wy*ebać", jak to się pięknie u nas mówi. Jak oni to robią?😎 Społeczności powstają wszędzie, wszystko dzieje się tak po prostu i zaczyna od najprostszych rzeczy. Załóżmy, że wynajmujesz mieszkanie na osiedlu X. Podpisując umowę stajesz się automatycznie częścią społeczeństwa tego osiedla. Pracownicy biura witają Cię szerokim uśmiechem, informują o sprawach osiedlowych, zapraszają na mini imprezki i eventy, dzwonią kiedy Twoja paczka jest do odbioru. W urodziny dostaniesz kartkę z życzeniami, nawet jeśli pomylą dni to gest jest miły. Za każdym razem dziękują Ci za bycie częścią tego miejsca. Od czasu do czasu podjadą pod Twoje biuro i poczęstują Cię ciastkiem, tak żeby umilić Twój dzień. Twoi sąsiedzi też czują z Tobą jakąś taką bliską więź, witają Cię serdecznie, zagadują na basenie, pośmieją się, poopowiadają co nieco, chętnie spędzą z Tobą czas. Potem kupujesz karnet na siłownię i znowu to samo - regularnie słyszysz, że tak fajnie mieć Cię w swojej ekipie, czy na pewno wszystko gra i masz wszystko czego Ci trzeba. Zapytają jak Twój dzień i co tam ciekawego słychać. Nie wejdziesz na siłownię po cichu, zawsze zamienisz te parę słów i nagle czujesz się jak u siebie. Niedawno o tym pisałem - tutaj nie jesteś jak cień, tutaj naprawdę czujesz, że jesteś obecny i nikt raczej nie udaje, że Cię nie ma w otoczeniu. I tak wszędzie - kawiarnie, knajpy, nawet boiska na których regularnie rzucasz do kosza itd. Zawsze, zawsze będziesz uczestnikiem jakiejś społeczności, zawsze będziesz należał do jakiejś grupy i co najlepsze - będziesz tam szanowany, przyjmowany z radością, zauważany, akceptowany itd. Dodatkowo każda z tych społeczności z dumą ogłasza się światu - możesz sobie kupić koszulki z ich logo, czapki, torby, kubki, plakaty i inne duperele tylko po to, żeby idąc ulicą w tej konkretnej koszulce spotkać kogoś kto też piję kawę w tej samej knajpce / ćwiczy na tej samej siłowni i nawiązać kolejny wspaniały "relationship" i poczuć się - jak to Amerykanie kochają mówić - "blessed" 🙂


ludzie ćwiczący na siłowni

Ma to swój ogromny plus bo nawet jeśli się wzbraniasz przed silną integracją w ramach tych społeczności to gdzieś tam w głowie krąży myśl, że Ci ludzie naprawdę Cię akceptują i zawsze możesz się tam pokazać i być miło przyjętym, masz do kogo się zwrócić. Amerykanie uwielbiają otaczać się ludźmi, spędzać z nimi czas, wymieniać się doświadczeniami, rozmawiać i słuchać. Nas np. lubią słuchać kiedy mówimy jak to się stało, że przybyliśmy do ich kraju i jak toczyła się nasza historia 🙂Dla nich taka przygoda to coś niesamowitego, bo większość z nich nie opuściła w życiu Stanów Zjednoczonych, więc słuchają zaciekawieni jak to bywa w innym świecie. W razie czego powiedzą Ci, że tutaj też możesz czuć się jak w domu i zawsze możesz z kimś porozmawiać, nie jesteś sam/sama 🙂


Dla nas z początku to wszystko było takie dziwne, czasami bardzo sztuczne, ale z czasem zrozumieliśmy, że oni są w tym jednak naturalni. Nawet jeśli czasami zachowują się jak filmowe karykatury z tym całym ich zachwytem typu "oh my gosh", "oh sweet lord" i innymi dziwnymi okrzykami, oni robią to spontanicznie i bez aktorstwa. Długo nie mogliśmy przyzwyczaić się do tego, że czasami witano nas w stylu: "Hi Lukasz, hi Pamela, so great to see you again! What can we do for you? Are you doing OK? HOW WE (americans) TREAT YOU HERE?". Myśleliśmy sobie k*rwa co się dzieje?! Czy myśmy uratowali im życie czy co... 😄 Znajdą się tu również ponuraki, wiadomo, ale większość z tych ludzi po prostu non stop się uśmiecha! Ta dawka optymizmu jest po prostu rozbrajająca i nie da się wśród tych ludzi czuć źle czy łapać doła. Nie tutaj drodzy Państwo, a na pewno nie w Północnej Karolinie 🙂To jest ta różnica w podejściu, że ludzie patrzą na siebie bez podejrzeń i szybko nawiązują znajomości.


wieczorne spotkanie nad basenem

To wszystko są oczywiście subiektywne spostrzeżenia. Wydawało nam się, że my jesteśmy otwartymi i raczej pozytywnymi ludźmi, ale przy Amerykanach wymiękamy po całości 🙂 Jesteśmy zdania, że filarem tego mega optymizmu są właśnie kontakty z otoczeniem oraz sposób w jaki Ci ludzie łączą się ze sobą w społeczności i jak traktują przynależność do nich. I to jest cenna lekcja życia dla nas, bo nauczeni zobojętnienia uświadomiliśmy sobie, ile do tej pory traciliśmy na najzwyklejszych aspektach życia. Niestety, ale w tej kwestii powinniśmy brać przykład z Ameryki, bo to po prostu zdrowe i dużo lepsze podejście.

121 wyświetleń0 komentarzy

Comments


bottom of page