top of page

#roadtripretro - Teksas



"All my ex's live in Texas" - tak leci jeden z wielu klasyków które napisano z miłości do tego stanu. "Lone Star" to bez wątpienia jeden z najpopularniejszych stanów USA. Kowboje, westerny, rodeo, ogromne farmy i rancza, specyficzny język i słynna gościnność to tylko niektóre atuty które wymienia się w odniesieniu do Teksasu. Nasza podróż co prawda nie była w pełni teksańskim doświadczeniem gdyż przejeżdżaliśmy tylko przez północną część, ale i tak ekscytacja podczas wizyty była wielka!😉



Ghost town - Texola



Przygodę zaczęliśmy zaraz od przystanku na granicy stanów Oklahoma i Texas, a dokładniej w miejscowości Texola, która była pierwszym "miastem duchów" na naszej trasie.


Faktem jest, że każdy w podróży ekscytuje się innymi rzeczami, ale dla mnie miasta duchów to absolutnie punkt nie do pominięcia. Jeśli wierzyć literaturze internetowej to takich porzuconych miejscowości w USA są setki. Jest to smutna historia o wielkim prosperity i niespodziewanym, nagłym upadku. Według różnych źródeł zwykle miasta tego typu zasiedlane były przez poszukiwaczy złota i górników, którzy przebyli kawał drogi w pogoni za fortuną i wielkim bogactwem. Kiedy z wielkim impetem w Ameryce rozpoczęła się era industrialna, a pokłady cennych surowców szybko się kończyły, te niewielkie miasteczka dotykał ogromny kryzys z którego właściwie niemożliwym było wyjść. Ludzie porzucali zatem cały swój dobytek i ruszali w poszukiwaniu nowego miejsca do życia. Problemem Texoli było natomiast wybudowanie tuż obok ogromnej autostrady międzystanowej co sprawiło że główny ruch został przekierowany, a przejazd przez to miasteczko praktycznie całkowicie wyeliminowany. Upadły zatem sklepy, stacje benzynowe i wszystkie inne biznesy, które obsługiwały podróżujących tędy ludzi. Miasto zniknęło pod grubą warstwą kurzu unoszącego się od pędzących nowiutką autostradą samochodów.


Od pierwszej chwili na ulicach Texola towarzyszył nam jakiś dziwny niepokój. Miasteczko prezentuje się jak każda inna miejscowość z tą różnicą, że nie ma tu żywej duszy. Nieustannie pojawia się przekonanie, że zaraz ktoś wyjdzie z któregoś z opuszczonych domków bądź otworzy drzwi od stacji benzynowej stojącej w pobliżu. Nasłuchujesz dźwięków dookoła i już sam nie wiesz czy coś słyszysz czy może ci się tylko wydaje. Do opuszczonych pomieszczeń zaglądasz z niepewnością i obawami, że zaraz ktoś stamtąd wyskoczy i spyta dlaczego tak bezczelnie się gapisz. Wizja tego, że jest tu kompletnie pusto jest tak nierealna, że ciężko się z tym oswoić. Prawdziwie unikalny "experience".




Texola jest małą miejscowością, gdzie stoi raptem kilka budynków, parę domów, jednoosobowe więzienie i cmentarz, ale to w zupełności wystarczy jeżeli lubicie takie właśnie klimaty. Spacer po mieście duchów jest trochę jak wizyta w starym zamczysku, w którym podobno straszą duchy i spodziewasz się spotkać jednego w którejś z opuszczonych komnat. Dreszczyk emocji jest, pozytywne wrażenia na koniec są, można dodać do swojej listy "do zobaczenia" :)



Amarillo



Do naszego teksańskiego przystanku którym było Amarillo dojechaliśmy bardzo późnym wieczorem. Nauczeni doświadczeniem z poprzednich miast, które zwiedziliśmy podczas trasy, nie spodziewaliśmy się niczego szczególnego, podejrzewaliśmy że będzie zupełnie pusto i mało która knajpa będzie otwarta, więc nastawiliśmy się głównie na porządny spacer, podziwianie uroków miasta oraz poszukiwanie teksańskiego klimatu. Odespaliśmy zatem długą podróż i z rana po mocnej kawie ruszyliśmy w stronę downtown.


Nie jest to może jeszcze prawdziwy teksański klimat ale miło było przejść się historycznym dystryktem miasta. Można pospacerować obok starych i dobrze zachowanych budynków, przez centrum przebija się masywna linia kolejowa, ulicami miasta toczą się pickup trucks z wielkimi gwiazdami na drzwiach i masce, restauracje z południową kuchnią zapraszają na ucztę, chodnikami spacerują ludzie w kapeluszach, flanelowych koszulach, dżinsach i kowbojskich butach. Swojski klimat, spokojna atmosfera, pełen luz. Wszystkie znaki na niebie mówiły nam jednak, że tego dnia musimy zjeść obiad w legendarnym "Big Texan".








The Big Texan



Jaka to była uczta to zwyczajnie brakuje słów!!🤯 Przede wszystkim "Big Texan" słynie ze swojego ogromnego steka którego prawdziwi zawodowcy mogą zjeść za darmo. Jedyne 72 uncje mięsa czyli ponad 2 kilogramy, do tego jeszcze kilka dodatków na talerzu które również trzeba zjeść i kolacja jest za friko. Wszystko to może wydawać się do zrobienia ale kiedy spojrzycie na porcję to uwierzcie, że robi się słabo 🤣 i piszę o tym ja, mistrz w jedzeniu na ilość i na czas 🤣


To nic jeśli postanowicie zrezygnować z tego challenge, bo jedzenie w tej knajpie jest po prostu niesamowite! Przede wszystkim porcje są naprawdę solidne i można się najeść do oporu. Po drugie wszystko co zamówiliśmy było przepyszne, aż ciężko oderwać się od uczty. Po raz pierwszy w życiu jedliśmy na przykład smażone pikle w panierce i było to wyjątkowe przeżycie smakowe. Dla umilenia całego doświadczenia pomiędzy stolikami lokalu krąży prawdziwy kowboj z gitarą i gra różne klasyki country. No i chyba najważniejsze - cała przyjemność nie wychodzi wcale tak drogo. Zdecydowanie "Big Texan" to obowiązkowy stop podczas podróży przez północny Texas.







Cadillac Ranch


Szczęśliwi i najedzeni udaliśmy się w dalszą podróż zahaczając jeszcze o popularny "Cadillac Ranch" na granicy miasta. Jak sama nazwa wskazuje jest to ranczo na którym powbijano dziobem w ziemię wraki starych Cadillacs... i w zasadzie nic poza tym 🤣 Zadziwiające było to jak bardzo popularne jest to miejsce i ilu ludzi przewijało się przez teren ranczo. Jedną z atrakcji jest możliwość kupienia farby w sprayu i zostawienia swojego śladu na jednym z wraków. To też ma sprawiać że ta sztuka regularnie zmienia swoją kolorystykę i wygląd. No cóż, bez fajerwerków ale atrakcja zaliczona, zdjęcia zrobione, więc można dalej ruszać w trasę😁






Tak mniej więcej wyglądała nasza niedługa przygoda w legendarnym Teksasie. "Samotna Gwiazda" to miejsce do którego na pewno jeszcze wrócimy żeby przeżyć prawdziwie teksańskie klimaty. Teraz wzywał nas zachód i trzeba było jechać dalej przed siebie 😊

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

2 Comments


MrZolson
Dec 17, 2020

fenomenalna opowieść ! widzę, że lubimy podobne klimaty :D właśnie to jest najpiękniejsza rzecz w takich miejscach kiedy głowa zaczyna intensywnie pracować i potrafisz sobie wyobrazić co tutaj mogło się dziać. rewelacja

Like

wiewioorczyk
Dec 17, 2020

Fragment o Texoli robi wrażenie. Mieszkam w Polsce więc przychodzą mi na myśl polskie opuszczone wioski. Konkretnie przypominam sobie niesamowitą atmosferę opuszczonych osiedli w Bieszczadach. Idąc szlakiem nagle spostrzegasz niewielkie wypłaszczenie terenu. W pierwszej chwili nie dostrzegasz dosłownie symptomów istnienia tutaj kiedyś wsi. Wrażenie pojawia się mimo dziwnej pustki, wrażenie działania tutaj niegdyś ludzkiej ręki. Dopiero po chwili uwagę przyciąga samotna bardzo stara, zdziczała jabłoń. Obok leży niby przypadkowo ustawiony kamień. Wyostrzasz uwagę i widzisz już w krzakach resztki drutu kolczastego, stanowiącego kiedyś ogrodzenie. Teraz jest już pewność, że jesteś na terenie starej łemkowskiej wioski. Oglądając dalej, możesz już dostrzec szczególnie zarośnięty kawałek terenu. Zbliżasz się przez zarośla z towarzyszących zawsze ludziom pokrzyw, a tam na powywracanych kamieniach o uformowanych…


Like
bottom of page